Jakkolwiek oceniać dziś dążenia naszych
przodków uzewnętrznione w ozdobnym monogramie
z zegarka czy też w znaku na pieczęci,
faktem
jest, że pierwowzór monogramu
i herbu
stanowią podstawy, do
których się dziś odwołujemy. Utrata cennych
pamiątek rodzinnych: zegarka Józefa Jana i
Mikołaja [1], kroniki Wolskich [2], zeszytów
genealogicznych Tadeusza [3] i pieczęci
[4] jest kolejnym
dowodem na nieprzewidywalność losu. To co dziś zdaje się nam być czymś
oczywistym i trwałym, co budujemy z zaangażowaniem, z myślą o
potomkach,
za kilka dekad może zupełnie przestać istnieć. Tracimy je w zawierusze
wojennej, czasem przez przypadek, innym razem sytuacja zmusza nas do
pozbycia się ich. Wiele cennych
przedmiotów przypominających nam minione pokolenia,
zwłaszcza zaś
kochanych rodziców, dziadków i
pradziadków utrwaliła jedynie
ułomna pamięć. Przywracanie po tylu latach
utraconego
dziedzictwa w
oparciu o wspomnienia, często rozmyte upływem czasu, czy też stare
zapiski z dzieciństwa i młodości może i powinno
budzić nasze wątpliwości. Należy jednak podkreślić, że były to ostatnie
wspomnienia i gdybyśmy spóźnili się
z ich spisaniem jeszcze o
kilka kolejnych lat - stracilibyśmy je bezpowrotnie,
razem ze śmiercią
osób, które je dla nas przechowały i nam
powierzyły. Przez lata z braku
potrzeby, odpowiedniej atmosfery i zainteresowania sprawy te były
przemilczane, ale nie
zostały zapomniane. Pomimo niedoskonałości naszej
pamięci przywrócenie do życia znaków naszego
dziedzictwa ma dla naszej
rodzinnej
historii doniosłe znaczenie.
Należy pamiętać, że nasze symbole,
zwłaszcza zaś
herb i pieczęć, są
świadkami bogatej i odległej historii. Są kwintesencją tego co można
nazwać
ojcowizną, dziedzictwem minionych pokoleń. Stanowią
interesujący wyraz samoświadomości i ambicji przodków, być
może
są też pamiątkami dawnych burzliwych wydarzeń, które rzuciły
przodków z Litwy na Ruś Czarną, Wołyń i stamtąd do
Międzyrzeca.
Musimy je
szanować
i
pamiętać, że współcześnie ich podstawową funkcją jest
przypominanie nam o wartościach i zasadach w jakie wierzyli nasi
antenaci. Kiedyś znaki te miały praktyczne zastosowanie, zastępowały
podpis często niepiśmiennych ludzi, ale świadczyły także
o
statusie społecznym. Dziś przede
wszystkim zobowiązują do godnego postępowania.
Przypisy:
[1] Zegark otrzymał od swego ojca Eugeniusz Netczuk. Sprzedaż zegarka
umożliwiła mu z rodziną przetrwanie powojennych miesięcy 1944 r. oraz
rozpoczęcie budowy w 1945 r. domu i siedliska przy
ówczesnej ul. Młynarskiej w polu Netczuków, które
ciągnęło się od lasu Dębiny pod Tuliłowem aż do rzeki Piszczki.
Siedlisko - kolonia, istniało w otoczeniu ledwie kilku domów i
młyna wujostwa Biernackich aż do k. l. 70. XX w.;
[2] Kronika Wolskich trafiła na wystawę szkolną we Wrocławiu,
wypożyczonej kroniki, nauczyciel Tadeusza Netczuka nigdy nie oddał;
[3] Zeszyty z notatkami spaliła Helena z Wolskich Steciukowa we
Wrocławiu, razem z innymi, uznanymi za niepotrzebne, rzeczami po
Tadeuszu Netczuku, gdy ten wyjechał do Gdyni na służbę w marynarce
wojennej;
[4] Pieczęć wkrótce po odkryciu przez Tadeusza, ukryto ponownie
w schowku w polepie domu przy ul. Młynarskiej (później Prusa) a
powyjeździe Tadeusza do Wrocławia po 1952 r. całkowicie o niej
zapomniano. Przepadła wraz ze sprzedazą drewnianego domu na początku
lat. 80 XX w. Podczas jego rozbiórki wszyscy zapomnieli o
ukrytej tam pieczęci.